fbpx

Zemsta Talerza

Mój nowy psychologiczny thriller o przemocy domowej jest właśnie pisany dla was.

DEDYKUJĘ TĘ KSIĄŻKĘ WSZYSTKIM OFIAROM PRZEMOCY DOMOWEJ.
NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJCIE.
TYLKO WTEDY WYGRACIE WOLNOŚĆ OD SWOICH OPRAWCÓW.

PROLOG

Zemsta.

Nie najprzyjemniejsze słowo na świecie. Ma niską, ciężką energię. Jest przygnębiające i może powodować niepokój. Często myślimy o tym słowie w kategoriach przestępstw, gdzie seryjny morderca kierowany szaleństwem zemsty na kimś, kogo nienawidzi, popełnia brutalne akty okrucieństwa, ale rzadko myślimy o nim w kategoriach relacji rodzinnych. Dlaczego mielibyśmy? W końcu rodziny mają sobie pomagać i wspierać się nawzajem. Dlaczego mieliby się na kimś z najbliższego otoczenia mścić? Rodzina powinna chronić nas przed resztą świata, dawać nam miłość, opiekę i ochronę, ale ile z tych tak zwanych kochających się rodzin, z pozoru wyglądających całkiem normalnie, uprzejmych dla sąsiadów, ekspedientek w sklepach i przyjaciół w rzeczywistości jest dysfunkcyjnych w czterech ścianach swoich domów? Ile z nich nie jest tak naprawdę „normalnych” według jakichkolwiek standardów społecznych? Zemsta może wynikać z wielu rzeczy, ale najważniejszym powodem jest to, że w końcu zmienia się dynamika sytuacji. Osoba, która była poniewierana, maltretowana, doznała jakiegoś emocjonalnego lub fizycznego bólu, mówi głośno i wyraźnie: ‘Dosyć!’ Osoba doświadczająca przemocy domowej mówi wreszcie: ‘Już dłużej tak nie mogę. Pomóżcie mi.” Wszyscy mówimy, że nikt nie powinien być ofiarą przemocy domowej. Często słyszymy, jak inne kobiety mówią do pokrzywdzonej kobiety – ‘Gdybym to była ja, nie pozwoliłabym, żeby mój mąż tak mnie traktował. Natychmiast bym go podporządkowała’, albo mówią; ‘ Zaraz zadzwoniłabym na policję, żeby dostał nauczkę i przestał’, lub; ‘Najlepiej jak się z domu wyniesiesz wyprowadź się to będziesz miała spokój.’

Wszyscy ci ludzie wokół brzmią dla ofiary przemocy domowej jak stara, zryta płyta grająca to samo, powtarzając to, co jest dla każdego najlepsze, zgodnie z „standardami społecznymi”. To jednak, czego ci ludzie nie rozumieją, to że dla ofiary przemocy domowej wydaje się to odległym marzeniem, które nigdy się nie spełni, że nigdy nie uwolni się od swojego oprawcy z wielu powodów.
Jednym z powodów jest to, że po wielu latach wydaje jej się, że sytuacja, w jakiej się znajduje, sposób, w jaki jest traktowana z pogardą, poniżeniem, gwałtownymi wybuchami agresji, krzykami, wyzwiskami, to jedyny sposób na życie. Nazwij to syndromem sztokholmskim, jeśli chcesz… kiedy ofiara myśli, że oprawca jest taki, jaki jest, ponieważ zrobiła coś złego, a jedynym sposobem na uspokojenie go jest służenie mu najlepiej, jak potrafi, aby był szczęśliwy. Jedynym problemem jest to, że nigdy go to nie uszczęśliwia. Widzi pełną kontrolę nad ofiarą i wykorzystuje ją coraz bardziej przeciwko niej, tak że staje się jego niewolnicą, służącą i całkowicie od niego zależną w wielu dziedzinach życia. Również finansowo. Ile kobiet żyje w takich związkach przez lata? Odważnie pokazują uśmiechniętą twarz reszcie świata, pomimo, że przed chwilą ostały nazwane „szmatą” za to, że nie dodały wystarczająco dużo soli do zupy? Ile takich kobiet boi się poprosić o profesjonalną pomoc psychologów, policję? Ile wie, że oznaczałoby to dla nich pewną „śmierć”… śmierć status quo w jej własnym domu i potencjalnie jeszcze większy koszmar ze strony jej prześladowcy? Ile znajduje siłę, aby w końcu to zrobić i spróbować przerwać swoje cierpienie? Polska, czy Wielka Brytania to nowoczesny i cywilizowany kraj. Chciałbyś myśleć, że przemoc domowa jest traktowana poważnie, a kobiety (lub oczywiście także mężczyźni) podlegające wszelkiego rodzaju przemocy w domu otrzymają odpowiednią pomoc, ułatwiającą im drogę do uwolnienia się od domowego agresora. Chciałbyś tak myśleć. W pewnym sensie – to prawda. Jak tylko zostanie zgłoszona przemoc domowa, która wiąże się z przemocą fizyczną, oddzielają agresora zakazem zbliżania się, każą mu się wyprowadzić. Z drugiej strony zgłaszanie psychicznego, emocjonalnego, psychicznego znęcania się jest prawie bezcelowe. Zwłaszcza w Polsce, w kraju, w którym mężczyźni nadal myślą, że są lepsi od kobiet z powodu prania mózgów przez kościół i skrajnie prawicowy rząd, gdzie głównym przesłaniem jest to, że kobieta wciąż rodzi się do tradycyjnej roli służenia mężowi, jest prawie niemożliwe, aby kobieta udowodniła psychiczne znęcanie się. Na jej twarzy nie ma zadrapań, nie ma siniaków. Żadnych widocznych śladów jej cierpienia. Kiedy jest na tyle odważna, by opowiedzieć o swoich doświadczeniach w domu, niemal natychmiast zostaje przesłuchana; ‘Więc co takiego zrobiłaś, że go tak zdenerwowałaś? Dlaczego zrobiłaś to, żeby powiedział… to? Dlaczego nie broniłaś się po takim komentarzu, albo dlaczego broniłaś się i jego też obraziłaś, nie ładnie…? W polskim systemie, w którym wciąż większość policji to… mężczyźni, kobiecie nie jest łatwo wytłumaczyć, dlaczego to, co „oni” mówią, jest nie tak. Dlaczego? Może dlatego, że tak wielu z nich odzywa się także w ten sposób do swoich żon, córek, sióstr za zamkniętymi drzwiami?
Może dlatego, że myślą „Och, to przecież nic takiego…”, „On na pewno tego nie miał tego na myśli…”, „To nie jest przestępstwo tak mówić…”. Szokujące jest uświadomienie sobie, że we współczesnej Polsce nie ma czegoś takiego jak przemoc „psychiczna”. To znaczy jest.Na papierze. W praktyce prawie niemożliwa do udowodnienia. Tylko przemoc fizyczna. A system prawie nie widzi najbardziej oczywistej rzeczy, to znaczy; żadna przemoc fizyczna nie może mieć miejsca bez poprzedzającej jej przemocy psychicznej”. Te dwie rzeczy idą w parze. Nie można być prawdziwie kochającym i troskliwym mężem, nosząc żonę codziennie na rękach i jednocześnie uderzając ją w głowę pięścią, czy grozić jej, że się ją zabije. To niemożliwe, ale ludzie, którzy mają chronić ofiary, tego niestety nie widzą. Nie umieją lub nie chcą. Ośmielają się nawet powiedzieć, że kiedy mąż bije żonę – to nie znęca się nad nią psychicznie. Tak, może się to wydawać niemożliwe, ale doświadczenie pokazuje tę smutną rzeczywistość. Dlatego ofierze tak trudno jest coś udowodnić, zwłaszcza gdy cały system ma takie nastawienie i nieważne, co ona wreszcie odważy się mówić – i tak nikt w to nie wierzy. Wiara w jej wersję wydarzeń też jest jedną z problemów. Gdy tylko sprawca mówi swoją wersję – lub kłamie w żywe oczy jako jedyny sposób na obronę – na twarzach tych ludzi pojawiają się duże wątpliwości. ‘Oczywiście, że musi przecież mówić trochę prawdy, a może większość prawdy, dlaczego miałby kłamać na jej temat?’ Nie zdają sobie nawet sprawy, jak bardzo człowiek może zacząć kłamać, aby się bronić przed skazaniem lecz oni nie są w stanie wychwycić tych kłamstw. Nie zależy im na wyłapywaniu tych kłamstw i łączeniu zwykłych faktów. Co więcej, nie są też w stanie dostrzec, jak wielka może być zemsta oprawcy w ten sposób, który wyruszył z misją uczynienia piekła z życia ofiary. Polski wymiar sprawiedliwości wydaje się być nieświadomy wielu czynów sprawcy przestępstwa, nawet po udowodnieniu mu winy. Próbują usprawiedliwić każdy akt kolejnego nadużycia i nie biorą już pod uwagę sprawcy, bo w polskim wymiarze sprawiedliwości nie ma takiego słowa jak „zemsta”. Dla nich zemsta to zmyślona historia, ponieważ wszystko można wyjaśnić w „normalny, prawny sposób”. Nie rozumieją, że każdy następny akt oprawcy jest aktem zemsty i że zemsta jest głównym czynnikiem napędowym tego wszystkiego co dzieje się dalej. Ponieważ zemsta może zawładnąć twoim żałosnym życiem, sprawiając, że toniesz w niej od rana do wieczora, twoją jedyną życiową misją jest sprawić, aby zadziałała, aby zadać jeszcze większy ból, cierpienie temu, nad którym już nie masz kontroli, bo tak naprawdę w przemocy domowej chodzi o kontrolę nad życiem ofiary, aby nie odeszła, aby była posłuszna. Jak długo ta kontrola trwa, oprawca jest zadowolony ze swojego osiągnięcia. Gdy tylko tą kontrolę straci zaczyna panikować. Zemsta jest owocem tej paniki i strachu przed utratą kontroli nad życiem drugiego człowieka. Zemsta jest prawdziwa i może zniszczyć także twoje życie jeśli tylko nią żyjesz. Zemsta musi zostać powstrzymana. Czasami jedynym sposobem, aby ją zatrzymać, to zrobienie tego samemu. Jeśli myślisz jednak, że wolność od oprawcy przychodzi w momencie, gdy zdecydujesz się wezwać pomoc, wykręcić numer alarmowy, nie możesz się bardziej mylić. Wtedy dopiero rozpęta się piekło, więc zanim zdecydujesz się podnieść słuchawkę i wezwać policję, upewnij się, że jesteś gotów, aby przez to piekło przejść w drodze do wolności. W przeciwnym razie spłoniesz w tym piekle wraz z demonami, które go rozpętały.

ROZDZIAŁ PIERWSZY
ZBITY TALERZ

Czy kiedykolwiek pomyślałeś,
że stłuczony talerz może zmienić twoje życie na zawsze?
Nie?
Przeczytaj więc tę historię, a następnym razem, gdy go zbijesz, uważaj.
Twoje życie może zmienić się w koszmar, z którego nie będziesz mógł się obudzić,
ponieważ ten zbity talerz może zemścić się na tobie w najokrutniejszy sposób.

‘Halo! Halo! Mój mąż mnie uderzył i groził, że mnie zabije! Proszę pośpieszcie się! boję się go! – powiedziałam drżącym głosem dzwoniąc na numer alarmowy.
‘Jaki jest Pani adres? Proszę pozostać się w bezpiecznym miejscu. Patrol policji już w drodze,’ – usłyszałam spokojny głos operatora.
Szybko pobiegłam zamknąć Dino, naszego psa, żeby policja mogła wejść przez dwie bramy posesji do domu. Następnie szybko poszłam długim podjazdem do ulicy i tam czekałam. Po około dziesięciu minutach radiowóz zatrzymał się. Kiedy wyszedł z niego wysoki młody policjant i policjantka, spojrzeli na mnie z widocznym zmartwieniem na twarzy.
‘Co się stało?’ – zapytał policjant idąc obok mnie i policjantki.
„Stał się naprawdę agresywny i zaczął mnie bić i dusić. Boję się, proszę, powstrzymajcie go, chcę tylko, żeby się uspokoił,’ – odpowiedziałam drżącym, błagalnym głosem.
„Czy on bierze jakieś narkotyki?” – kontynuował.
„Nie.”
„Czy jest pod wpływem alkoholu?’
‘Nie’
„Jest niedziela, pora obiadowa. Czy robił to już wcześniej?’ kontynuował jak zbliżaliśmy się do domu, a serce waliło mi jak oszalałe.
„Nie, uderzył mnie pierwszy raz.”
‘Ile ma lat?’
‘Dziewięćdziesiąt’
‘W takim podeszłym wieku i rzuca się do bicia?’ odpowiedział policjant machając głową z niedowierzaniem.
‘Czy on to Pani zrobił?’ – zapytała wyraźnie zmartwiona policjantka, wskazując na moje bandaże na palcach lewej ręki i nadgarstek prawej.
„Nie, ostatnio miałam wypadek, wjechał we mnie rowerzysta i złamał mi kości w obu rękach, dlatego tak naprawdę nie mogłam się przed nim bronić” odpowiedziałam czując jak łzy napływają mi do oczu patrząc na moje połamane ręce.
Gdy tylko weszliśmy do domu, policjant stanął w korytarzu jak oszołomiony. Patrzył na morze potłuczonego szkła na podłodze w korytarzu prowadzącym do kuchni. Mój mąż stał w kuchni z miotłą z miną wściekłego wilka i wielkimi oczami, jakby zdziwiony zobaczyć obcego mężczyzną w domu. Policjant powoli do niego podszedł.
„Witam pana” – powiedział z pewnością siebie. „Zostaliśmy wezwani, ponieważ ta pani powiedziała, że pan ją pobił,” – kontynuował.
‘Nic jej nie zrobiłem! Ona kłamie! To ona kazała mi potłuc talerze! – wydarł się mój mąż, szybko zamiatając stos potłuczonych talerzy do plastikowego wiadra.
‘Pana żona kazała panu potłuc te talerze?’
‘Tak ona mi kazała. Teraz muszę to posprzątać. Ona jest chora psychicznie. Zabierzcie ją na leczenie! – krzyczał mój mąż.
„Dobrze, proszę pana, poproszę o dowód osobisty” – powiedział policjant i poszedł za moim mężem do salonu, gdzie ten zaczął szukać dokumenty.
„Czy leczy się pan psychiatrycznie?” zapytał policjant.
‘Nie! Nie jestem chory psychicznie! Może pan jest, ale ja nie! – krzyknął.
„Proszę pana, proszę nie obrażać policji, bo inaczej będziemy rozmawiać,”
Stałam pod drzwiami nasłuchując rozmowy i pokazując policjantce moje zadrapania i siniaki na szyi, które paliły mnie jak rozżarzony węgiel.
„Ja jej nie uderzyłem, nic jej nie zrobiłem!” – krzyczał w kółko mój mąż.
‘Widzę, że jednak tak, ma siniaki i zadrapania,’ – odpowiedziała policjantka wychylając się do niego przez otwarte drzwi do salonu.
„Pani się nie odzywa! Kobiety nie mają szarych komórek,” krzyknął mój mąż.
‘Słucham? Proszę przestać obrażać policję,’ – odpowiedziała stanowczym głosem.
„Dobrze, proszę pana, proszę wziąć leki, jeśli pan jakieś bierze, a teraz pojedziemy na komisariat,” – powiedział policjant i gdy tylko mój mąż spakował leki, policjant założył mu kajdanki na ręce i wyszli z salonu.
„Proszę pojechać za nami na przesłuchanie w komisariacie,” – powiedziała policjantka.
„Dobrze, tylko zamknę psa,” – odpowiedziałam i zabrawszy torebkę, pojechałam za nimi samochodem.
Widok mojego męża zabranego do policyjnej furgonetki z rękami skutymi kajdankami z tyłu był dla mnie surrealistyczną wizją. Z jednej strony czułam się tak, jakbym czekała na ten moment przez większość swojego małżeństwa. Z drugiej strony byłam przerażona. Czułam ogromny niepokój i strach, czy dobrze zrobiłam. Miałem wrażenie, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Czułam, jednak, że teraz już nie ma odwrotu. Stało się. W końcu zadzwoniłam na policję. Nigdy wcześniej w życiu tego nie robiłam. Nigdy wcześniej też nie myślałam, żeby to zrobić. Całe moje cierpienie przez te wszystkie lata było moje i tylko moje. Byłam zbyt zawstydzona, żeby komukolwiek o tym powiedzieć. Tylko trochę mojej siostrze, ale poza tym nigdy nie narzekałam, ani nie szukałam pomocy. Do teraz. To był dla mnie punkt zwrotny. W końcu to się stało. W końcu coś we mnie pękło. Po raz pierwszy w życiu w końcu powiedziałem mu „Nie!” i za to mnie pobił. Nie mógł znieść, że nie zrobię tego co mi każe. Teraz to już koniec. Cały mój ból, łzy i zmartwienia wreszcie się skończyły. Byłem wolna. Wolna od niego. Mojego męża.
„Proszę mi powiedzieć, co się właśnie stało?”, zapytał policjant na komisariacie, gdy tylko do niego weszłam.
Idąc korytarzem zobaczyłam w jednym z pokoi mojego męża, który siedział skuty kajdankami i patrzył na mnie w obecności trzech stojących policjantów. To było przerażające, a wyraz jego twarzy sprawił, że ciarki przeszły mi po plecach. „Co by było, gdyby teraz podbiegł do mnie i uderzył mnie swoją głową” – pomyślałam ze strachem.
„Proszę usiąść,” – powiedział policjant, kiedy weszliśmy do jego biura dwa piętra wyżej. „Chce pani trochę wody?”
‘Tak, proszę’ – odpowiedziałam drżącym głosem, jakbym żyła w równoległej rzeczywistości, o której istnieniu wcześniej nie miałam pojęcia.
‘Czy on to Pani zrobił?’ – zapytał, wskazując na moje bandaże.
„Nie, to był wypadek z rowerzystą, wjechał we mnie, upadłam na ziemię, złamałam kości w rękach, ale on uciekł”
„Och, czy widziała Pani, kim on był”
„Nie, nie widziałam, było już prawie ciemno.” odpowiedziałam czując się głupio, że nic nie wiem.
‘Więc co się stało z Pani mężem dzisiejszego popołudnia? Uderzył Panią?’
‘Tak, uderzył mnie pięścią kilka razy w głowę i próbował mnie dusić. Krzyczał; „Zanim zdechną zabiję cię jak psa! Byłam przerażona, próbowałam się bronić, ale nie mogłam przez te połamane ręce, rozumie Pan?’ odpowiedziałam wskazując na bandaże i kontynuowałam: „Krzyczałam, żeby zostawił mnie w spokoju, ale on tego nie zrobił”. Nasz pies, Dino, początkowo bał się podejść z powodu potłuczonego szkła na całej podłodze, ale kiedy krzyknęłam naprawdę głośno, skoczył z korytarza w moją stronę i oddzielił ode mnie mojego męża. Wtedy mąż mnie puścił i mogłam powoli wyjść z kuchni, starając się nie skaleczyć sobie stóp do krwi od tych wszystkich potłuczonych talerzy i zadzwoniłam na policję”
„Potłukł talerze?’
‘Tak, dostał ataku furii i stłukł wszystkie talerze z szafki kuchennej. Zaczął rzucać je parami, albo po trzy naraz, na podłogę w kuchni i w stronę korytarza.’
‘I co Pani zrobiła?’
„Nic, siedziałam dalej przy kuchennym stole. Nie mogąc się ruszyć, po prostu wiedziałam, że się nie poruszę. Mogłabym umrzeć i nie ruszyłabym się.’
‘Dlaczego nie chciała się Pani wcześniej się ruszyć?’
‘Bo rozkazał mi wyjść z kuchni. Powiedział, że ta kuchnia jest jego i że mam z niej wypierdalać i iść do swojego pokoju. Powiedziałam mu; „Nie!”, a on się wściekł, że mu odmówiłam zrobienia tego.
‘Ale dlaczego chciał, żeby Pani wyszła z kuchni?’
„Cóż, zaczęło się od tego, że oglądałam mój ulubiony serial w telewizji, zamknięta w swoim pokoju na klucz. Zaczął w nie walić pięścią, więc na początku nie byłam pewna, czy powinnam je otworzyć, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, wścieknie się jeszcze bardziej. Powiedział, że mam iść do kuchni, żeby ugotować jedzenie dla psa. Poszłam do kuchni, chociaż miałam co do tego złe przeczucia. Zwykle gotowałam jedzenie dla Dino około piątej każdego dnia, a była dopiero pora obiadowa około trzynastej. Kiedy weszłam do kuchni, otworzył szafkę i zapytał mnie; ‘Gdzie jest mój talerz do zupy?’ czego się obawiałam przez parę dni.
„Dlaczego, miał dla siebie specjalny talerz do zupy?’ zapytał zdziwiony policjant zapisując każde moje słowo.
‘Tak, to był jego ulubiony talerz od lat, był stary, porysowany, ale zawsze jadał w nim zupę. Zauważyłam, że gotuje sobie flaki, takie gotowe, ze słoika.’
„I co się wtedy stało?’
„Powiedziałam mu, że jego talerz się stłukł, spadł mi podczas zmywania naczyń, po prostu wypadł z suszarki. To dlatego, że jestem teraz trochę niezdarna z moimi połamanymi palcami.’
„I co się wtedy stało?”
‘Potem zaczął na mnie krzyczeć, że zrobiłam to celowo i że zapłacę za to. Odpowiedziałam, że nie zrobiłam tego celowo i tak się po prostu stało, powiedziałam też, że kupię mu nowy, taki sam w sklepie, ale on krzyczał, że nie chce nowego talerza. Zamknął szafkę i z nienawiścią krzyczał, że mam wyjść z kuchni, a dokładniej „wypierdalaj z kuchni!”. Powiedziałam, że nie wyjdę, bo to też jest moja kuchnia i mam takie samo prawo do przebywania w niej jak on. Powiedział, że dom należy do jego brata, a nie do mnie, więc kiedy on przyjedzie z Hiszpanii, to mi wpierdoli. Odpowiedziałam, że nie boję się jego brata oraz że usługiwałam mu jak służąca przez czterdzieści lat w tej kuchni, gotując mu śniadania, obiady, kolacje i zmywając po nim, i że mam pełne prawo tam być . Po prostu nie mogłam już tego znieść, tego ciągłego wyrzucania i chowania się w swoim pokoju pod kluczem, aby płakać w samotności. Usiadłam na tym krześle przy kuchennym stole i nie ruszałam się, jakbym była przyklejona do niego.
‘Więc co się wtedy stało, kiedy zaczął Panią bić?’
„Po tym, jak potłukł wszystkie talerze w szafce, spojrzałam na niego i powiedziałam; „Dlaczego stłukłeś wszystkie talerze? To są też moje talerze, na wszystko w tej kuchni ciężko pracowałam, a ty to wszystko tłuczesz? Krzyknął; „To nie są twoje talerze! Zamknij się, bo ci wpierdolę’ Odpowiedziałam; ‘Tylko spróbuj!” i wtedy to zrobił. Naprawdę myślałam, że mnie zabije, bo krzyczał, że to zrobi.
‘Czy to był pierwszy raz, kiedy to zrobił?’
‘Tak’
‘Nigdy wcześniej Pani nie uderzył?’
‘Nie, ale, próbował i groził wiele razy, raz szczotką do odkurzacza, bo zarzucił mi, że celowo to przed nim ukryłam. Całe moje życie z nim słyszałam wciąż przy każdej awanturze; „Wypierdalaj z tego domu, bo nie twój,” zawsze bez powodu wszczynał gwałtowne kłótnie, bo na przykład zostawiłam okruszki na kuchennym stole albo twierdził, że celowo za mało ugotowałam ziemniaki bo były twarde. Często poniżał mnie, nazywając mnie idiotką, chorą psychicznie, brzydką, szmatą, bezwartościowym gównem.
„Więc znęcanie się psychiczne trwa od lat, ale to pierwszy raz, kiedy Panią uderzył tak?
„Tak, to prawda. Pan mi powie, co się teraz stanie, naprawdę się boję,’
‘Teraz zatrzymamy go na 24-48 godzin, a prokurator zdecyduje, co dalej. Myślę, że dostanie zakaz zbliżania się i wróci do domu z policją, spakuje przy nich swoje rzeczy i wyjdzie z domu. Robimy tak, żeby ofiara nie czuła się już zagrożona.’ – odpowiedział i podniósł słuchawkę, powiedział komuś, że już po wszystkim i chwilę później usłyszałam przeraźliwy głos męża odbijający się echem w całym budynku.
Krzyczał jak opętany, nie rozumiałam ani słowa, ale czułam się nie tylko zawstydzona całą tą sytuacją, ale i przestraszona, co będzie dalej. Trudno powiedzieć, co czułam. Ulga, którą po raz pierwszy w życiu mogłam komuś powiedzieć, totalna dziwność mojego bólu, z którym musiałam żyć przez te wszystkie lata w moim domu, ale też niepokój, co będzie dalej i jak policja mi teraz pomoże. Czy będą mnie chronić? W końcu ja wiedziałam najlepiej, jaki jest mój mąż i do czego był zdolny. Był całkowicie nieprzewidywalny. Potrafił krzyczeć na mnie z nienawiścią i agresją za nic, a pół godziny później przychodził do mnie z pytaniem; ‘Co na obiad kochanie?’ jakby nic się nie stało. Jakby nie sprawił, że poczułam się jak bezwartościowy kawałek dywanu. Nigdy mnie nie przeprosił. Wiedziałam też, że był najbardziej mściwym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek znałam. Cała jego rodzina taka była. Zawistna. Mój mąż zrobiłby wszystko, by zniszczyć ludzi, którzy nie zgadzali się z nim w jakiejś kwestii, zwłaszcza politycznej i religijnej. Był tak niesympatycznym człowiekiem, że prawie nigdy nie mieliśmy gości w domu, większość znajomych, rodziny unikała naszego domu, jakby był objęty zarazą. Przez lata prawie nie odwiedzałam sąsiadów. Nie rozmawiałam z nikim o piekle, które miałam. Cierpiałam w milczeniu. Cierpiałam sama, ale to już był koniec. Wszystko to ujrzało światło dzienne. Powiedziałam wreszcie prawdę o tym, co się działo i musiałam zaufać, że wymiar sprawiedliwości mi pomoże, ofierze przemocy domowej i na zawsze uwolnię się od znęcania przez męża.
‘Ile on ma lat? – zapytał policjant, zanim opuściłam jego pokój.
„Ma dziewięćdziesiąt lat”
‘Dziewięćdziesiąt?’ zapytał zdziwiony.
‘Tak, jest ode mnie starszy o wiele lat. Nigdy by pan nie pomyślał, że dziewięćdziesięcioletni mężczyzna jest w stanie uderzyć swoją żonę po 40 latach małżeństwa, prawda?’
‘Nie, nie przyszłoby mi prze myśl. Wyobrażam sobie mężczyznę w takim wieku, jak pije gorącą czekoladę w kapciach, zapominając, co przed chwilą oglądał w telewizji, ale nie bijącego żonę z powodu stłuczonego talerza. Niech Pani się nie martwi, zajmiemy się nim. Po prostu niech pani idzie teraz do domu,’ odpowiedział.
Wyszłam chwilę później przez wielkie, stare, skrzypiące drzwi komisariatu policji i głęboko odetchnęłam świeżym, wiosennym powietrzem. Wróciłam do domu, nie mogąc nadal uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło.
„Nareszcie jestem wolna, nareszcie bezpieczna” – szepnęłam z wielkim westchnieniem ulgi.
Nie wiedziałam, że mój koszmar dopiero się zaczął i że zbicie starego talerza zemści się na mnie bardziej, niż mogłam to sobie wyobrazić.
To był dopiero początek.

ROZDZIAŁ DRUGI

SZANTAŻ

Spędziłam noc wpatrując się w sufit, jak zwykle zamknięta w swoim pokoju na klucz.

Wyszłam z Dino do ogrodu zaczerpnąć świeżego powietrza i kiedy wróciłam zadzwonił telefon. Nie widziałam numeru, był zastrzeżony, więc pomyślałam, że to prawdopodobnie posterunek policji.
‘Słuchaj mnie uważnie. Jeśli mój brat nie wróci do domu przed ósmą wieczorem to przyjadę i wyrzucę cię z domu na ulicę. Zrozumiałaś?! – zabrzmiał najobrzydliwiej brzący głos, który sprawił, że zastanawiałam się, czy rozmawiam z mężem, czy z jego bratem bliźniakiem.
Nie miałam nawet szansy odpowiedzieć – byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że brat bliźniak mojego męża zmieni się w…. jego samego. Jak mogłam przecież sprawić, żeby mój mąż wrócił do domu przed dwudziestą wieczorem? Jak? Został zatrzymany przez policję na 24 lub 48 godzin i nic ja nie mogłam na to poradzić. Dlaczego więc jego nienawistny brat bliźniak groził mi, że mnie teraz wyrzuci z domu? Po tym jak mieszkałam w tym domu przez czterdzieści lat i opiekowałam się mężem? To prawda, że mąż ​​nie mnie uczynił właścicielem domu, tylko swojego brata bliźniaka. Szybko po ślubie upewnił się, że dom jest jego, żebym nie miała do niego żadnych praw i jedyne, co zrobił, to pozwolił mi mieszkać z nim za darmo do śmierci, uwięził mnie tym zapisem jak zakładnika, żebym nigdy nie mogła się od niego uwolnić i go zostawić. Zrobił to za moimi plecami, nie wiedziałam nawet, że poszedł ze swoim bratem do adwokata i to wszystko z nim zaplanował bez moje wiedzy. Poinformował mnie o fakcie dokonanym dopiero po powrocie od notariusza. Powiedział, że to dla mojego dobra. Mojego bezpieczeństwa na przyszłość. Wszystko co miał zapisał bratu, a mi pozwolił z nim mieszkać jako żonie i mu służyć. Dla niego był to akt miłości do mnie, aby upewnić się, że nie dostanę nic z domu, który zbudowałam z nim od samego początku. Byłam smutna i rozczarowana, ale nic nie mogłam zrobić. Nigdy go nie obchodziło co ja chce, co myślę. Zawsze robił to co ON chciał, nie ja. Ja musiałam się zamknąć i cicho siedzieć, bo byłam dla niego tylko głupią kobietą. Przybrałam więc wtedy jak zawsze dzielną minę, zapaliłam papierosa i nic nie mówiąc wyszłam z kuchni. Wiedziałam, że prawo w Polsce na to zezwala, wszystko co kupił przed ślubem, mimo że była to tylko mała chatka, na której zbudowaliśmy dom, należało tylko do niego i nie był to majątek wspólny. Było to prawie dwadzieścia lat temu kiedy upewnił się, że nigdy go nie opuszczę, uwięził mnie w tym domu tak zwanym prezentem, pozwoleniem na mieszkanie i spodziewał się, że będę z tego szczęśliwa. Próbowałam. Nie było to łatwe. Starałam się być szczęśliwa i nadal służyć mu jak lojalna żona. Gotowałam mu wszystkie posiłki, stawiałam przed nim talerze z jedzeniem kiedy oglądał telewizję i zabierałam brudne talerze do umycia, bo nawet nie przyniósł ich do zlewu. Sprzątałam cały dom, podczas gdy on tylko patrzył w ekran, robiłam pranie i suszyłam je na zewnątrz. Robiłam zakupy, podczas gdy on czekał na mnie w samochodzie i czytał gazetę, targałam ciężkie torby z supermarketu z ciężkimi butelkami z mlekiem, ale nigdy nie zaoferował mi pomocy w ich noszeniu. Kiedy mi niby pomagał idąc za mną do sklepu, wprawiał mnie w zakłopotanie i wstyd, krzyczał na kobiety w supermarketach; „Uważaj, święta krowo gdzie idziesz!”. Eksplodował ze zwykłą agresją, jaką miał wobec mnie w domu, tylko na mniejszą skalę. Kiedy wchodził do sklepu, kobiety mówiły; „Zombie nadchodzi”, a ja ze wstydu szybko szłam w drugą alejkę w poszukiwaniu jajek, dlatego gdy miałam do wyboru jedno i drugie, to zawsze wolałam sama nieść ciężkie torby do samochodu, ciesząc się, że świat, a przede wszystkim kobiety, których zdawał się nienawidzić z pasją, go nie widziały. Często, gdy tylko zaczął prowadzić, przyspieszał widząc kobietę przechodzącą przez jezdnię i krzyczał; „Zejdź mi z drogi ty tłusta krowo!”. Często zastanawiałam się, kiedy w końcu którąś zabije. Zawsze próbowałam go uspokoić, ale to tylko przynosiło odwrotny skutek, bo wtedy to na mnie krzyczał ze złością; „Zamknij się kurwa! Jesteś taka sama jak one!” więc po czasie wolałam już milczeć i modlić się o bezpieczną drogę powrotną do domu, tym bardziej, że w późniejszych latach stracił jedno oko i słabo widział, prowadząc samochód niebezpiecznie, wjeżdżając na krawężniki, często najeżdżając na lewą stronę jezdni. Bez względu na to, ile razy powtarzałam mu, żeby uważał, tylko się wściekał i powtarzał mi, że jestem idiotką, i mam się zamknąć. Modliłam się więc tylko w duchu, żeby mnie nie zabił w drodze ze sklepów, każdego dnia wsiadając do samochodu nie wiedząc czy z niego wyjdę żywa. Niestety policja nawet jak go zatrzymała do kontroli nigdy nie kazała mu pokazać badań lekarskich, czy jest bezpieczny do jazdy samochodem. Policjantów z mojego miasta bezpieczeństwo moje i innych na drodze ich nie obchodziło. Dopiero jakby spowodował jakiś wypadek, czy kogoś potrącił, zabił to by ich to interesowało. Na nich nie mogłam liczyć nawet w tym względzie.
Ten szokujący telefon jednak od jego brata Roberta był dla mnie ogromnym zaskoczeniem i zupełnie niespodziewanym. Robert przez wiele lat mieszkał w Danii z żoną, która marzyła o zostaniu śpiewaczką operową, nigdy jej się to nie udało, to do późnej starości musiała wykonywać prace, których nienawidziła, jak sprzątanie w domach bogaczy. Podczas ich wizyt w poprzednich latach stawała na balkonie, brała miotłę i śpiewała do niej udając, że to jej ukochany, wydając takie dźwięki, że Dino wył obok niej, prawdopodobnie starając się ją zagłuszyć, aby jej piskliwy głos był mniej irytujący dla sąsiadów, którzy zamykali okna, gdy tylko zaczynała się drzeć, krzycząc na nią;
„Zamknij się z tą miotłą, na litość boską!”
Nigdy jej to jednak nie przeszkadzało i kontynuowała, ponieważ Robert i mój mąż (będąc trochę głuchy po dziewięćdziesiątce) chwalili ją za jej talent. Robert zawsze wydawał się uprzejmy, kiedy nas odwiedzał. Nigdy bym nie pomyślała, że byłby zdolny do takiego telefonu z szantażem. Groził mi… a przecież dzwoniłam do niego kilka dni przed tą tragedią. Opowiedziałam mu o zachowaniu Zenka, że ​​zaczął się nagle bardzo dziwnie zachowywać, wszystko pozamykał, siedział wciąż zamknięty w salonie na parterze przyklejony do telewizora gapił się w niego jak w bożka, ja mu wciąż jak zwykle podawałam jedzenie, ale on przynosił je z powrotem do kuchni nietknięte, podsuwając mi talerz pod nos i mówiąc z pogardą; „Ziemniaki są za twarde!” lub „Za mało soli”, albo… nie mówił absolutnie nic, tylko patrzył na mnie wściekłymi oczami, jakby chciał… mnie zabić. Nigdy nic nie odpowiedziałam, bo wiedziałam, co to by oznaczało. Godzina wściekłych krzyków, wyzwisk, że jestem idiotką, carycą, szmatą, która musi się wszystkiego nauczyć, bo nie znam się w życiu na niczym. Wolałam więc tylko na niego spojrzeć i kontynuować jeść obiad, który wolałam też jeść sama przy kuchennym stole w spokoju bez głośnego szumu telewizji z kanałami politycznymi od rana do wieczora i… jego głosem. Na kilka tygodni przed pobiciem mnie dziwnie unikał kontaktu ze mną. Spał w swojej sypialni na górze, więc ja często zasypiałam na sofie na dole, po zamknięciu drzwi. Zaczęłam zamykać drzwi na klucz jakiś czas wcześniej – czasami z powodu niegrzecznego młodego owczarka niemieckiego, który wpadał do pokoi i wychodził, wiedząc, jak je otworzyć, wskakując na klamki. Zamykałam później drzwi również dlatego, że dawało mi to poczucie bezpieczeństwa, chwilę spokoju od męża… On też nie mógł wtedy tak po prostu wpaść do pokoju, więc walił w nie agresywnie – obudziłby tym waleniem umarłych – i ja musiałam wstać i je otworzyć. W nocy też czułam się bezpieczniej z zamkniętym na klucz pokojem, zwłaszcza jak zaczął tracić rozum w kolejnych złośliwościach, raz zrobił coś z moim autem i jak go zapytałam czy auto jest zepsute bo chciałam jechać do miasta kupić jedzenie to nakrzyczał na mnie ze złością; ‘No to kurwa na rower albo na piechotę zapierdalaj!”. Następnie podszedł do samochodu i zrobił coś, aby znów zadziałał – podłączył akumulator. Zaczął zachowywać się dziwnie i jeszcze bardziej agresywnie z biegiem lat, unikałam go jak samego diabła, a pewnego dnia powiedział mi, że nie będę musiała już dla niego gotować, bo sam się będzie żywił i nie da mi już więcej pieniędzy na życie, co robił od lat, dzieląc się jedną trzecią emerytury ze mną, zatrzymując resztę dla siebie.
Mimo, że byliśmy dwadzieścia lat po ślubie, mieliśmy osobne konta, a on dawał mi tylko tyle, ile chciał, żebym ja robiła dla nas zakupy, poza tym on swoją emeryturę zatrzymywał dla siebie, mimo że była trzy razy większa od mojej i całość swojej wydawałam na codzienne koszty utrzymania domu. Zachowywał się z czasem tak dziwnie, że zadzwoniłam do Roberta i powiedziałam mu, że się o niego martwię i boję do czego jest zdolny, na co odpowiedziała mi jego żona „piosenkarka od miotły”;
‘Gdyby tak mój mąż postępował ze mną, nie pozwoliłabym mu na to, żeby mężczyzna traktował mnie w ten sposób to nie do pomyślenia.’
Robert potem dodał przez telefon; „Jeśli mój brat zrobi coś niebezpiecznego, wezwij policję”.
Dlatego właśnie byłam jeszcze bardziej zaskoczona, słysząc teraz ten szantaż z jego strony. To on kazał mi wezwać policję, gdyby stało się coś niebezpiecznego. Dla mnie stłuczenie wszystkich talerzy w kuchni i uderzenie mnie z wściekłości w głowę, duszenie mnie, grożenie śmiercią kiedy miałam połamane obie ręce w wyniku wypadku, było właśnie tą niebezpieczną sytuacją. Dlaczego więc Robert miałby być teraz na mnie wściekły podczas tej rozmowy telefonicznej? Od tej pory bałam się więc, że przyjedzie i wyrzuci mnie z domu pomimo mojego prawnego dokumentu, że mogę tu mieszkać do śmierci, bałam się, że przyjdzie nawet jutro lub pojutrze. Mógł przecież w każdej chwili przyjechać i po prostu pojawić się pod moimi drzwiami, ale czy naprawdę zdolny był do wykonania swojego szantażu i groźby? Jak mogłam się nagle upewnić, że jego brat wróci z policji przed ósmą wieczorem, aby tego uniknąć? Nie mogłam po prostu zadzwonić na policję i… zagrozić im, żeby go wypuścili bo jego brat bliźniak mi grozi. Wiedziałam, że nie mogę teraz nic innego zrobić, tylko spędzać każdą minutę swojego życia, czując strach. Co się teraz stanie? Czy mój mąż wróci o ósmej? A nawet jeśli tak? Jak będę mieszkać w tym domu z nim teraz po tym wszystkim? Wiedziałam, że absolutnie mnie zniszczy za wezwanie policji. Wiedziałam, że jego wściekłość sprawi, że teraz w ogóle nie opuszczę swojego pokoju, zamknięta w nim na zawsze. Wiedziałam, że znajdę się w piekle, którego nigdy nie chciałam, być może nawet w większym piekle niż te wszystkie lata wcześniej. Bałam się nawet na niego spojrzeć, nie mówiąc już o tym, że mieszkam z nim pod jednym dachem. Policjant powiedział mi podczas przesłuchania, że
​​najprawdopodobniej mój mąż dostanie od prokuratora zakaz zbliżania się na jakiś czas i że będę teraz bezpieczna, bo policja przyjedzie z nim do domu i pozwoli mu spakować swoje rzeczy, żebym nie była zagrożona. Powiedział, żebym się nie martwiła i że oni się wszystkim zajmą. Kiedy mu powiedziałam, że teraz naprawdę się boję, bo znam mojego męża i wiedziałam, że się na mnie wścieknie, odpowiedział;
„Niech się pani nie martwi, wszystkim się zajmiemy”.
„Jest pan pewien, że będę bezpieczna?”
– Tak, jestem pewien, że przyjedzie z nim policja, a teraz proszę iść do domu i spróbować się uspokoić’.
Po takim zapewnieniu byłam trochę spokojniejsza wiedząc, że mimo wszystko będzie dobrze, bałam się być z mężem sama w domu ale wiedząc, że nie będę i że będzie musiał się wyprowadzić na jakiś czas przynajmniej było ogromną ulgą. Wiedziałam, że nie zniosę jego złości i agresji, zwłaszcza po tym, jak usłyszałam od niego, że zanim zdechnie to zabije mnie jak psa. Te słowa dźwięczały mi w głowie, po raz pierwszy w życiu zaczęłam się naprawdę martwić o swoje życie. Wiedziałam, że ponieważ był po dziewięćdziesiątce i miał kilka wieloletnich chorób, naprawdę nie obchodziłoby go, gdyby mnie zabił. Nie miał wiele do stracenia. Był teraz zdolny do wszystkiego.
Czekałam teraz sama, zamknięta w swoim pokoju, zastanawiając się kto przyjedzie pierwszy; mój mąż, czy jego brat bliźniak. Tak czy siak musiałam wziąć tabletki na uspokojenie i na sen. Byłam teraz przerażona o moje życie.
„Dlaczego wezwałam policję? Rozpętałam piekło, które może być jeszcze większe niż wcześniej. Co się teraz ze mną stanie? – pomyślałam z przerażeniem i położyłam się na kanapie próbując uspokoić głośno bijące serce.